Malta story-part I
Jeszcze niedawno czekalam zniecierpliwiona by wyruszyc na Malte. Teraz, bedac w soczyscie zielonej Irlandii moge jedynie spisac maltanskie wrazenia. Ta mala wyprawa rozpoczela sie na dublinskim lotnisku 31 maja. Zniecierpliwiona i znudzona pochmurna pogoda wsiadalam na poklad samolotu, ktory w niespelna 4 godziny przeniesc mial mnie na zupelnie inna ziemie, spalona sloncem, pozornie jalowa.
Przelatujac nad Sycylia snulam kolejne plany i zastanawialam sie w jakim stopniu Matla bedzie podobna do tej, nad ktora zawisl samolot.
Ladujac, bylam pewna jednego, jakiekolwiek porownania nie wchodza w rachube. Malta ,wbrew opisom o scieraniu sie kultur arabskiej i europejskiej, ma swoj wlasny charakter. Unikatowy.
Przywital mnie jednolity kolorystycznie krajobraz. Jadac do hotelu probowalam przyzwyczaic sie do niesamowitej jasnosci, ktorej sprawcami sa slonce i wapienne skaly. Wszystkie budynki i ogrodzenia odziedziczyly barwe wapiennych skal budujacych wyspe.Jedynym urozmaiceniem jest zielen dziko rosnacych traw i ziol oraz plantacji winorosli, drzew figowych a takze lazur wod oblewajacych skaliste brzegi.
Zatrzymalam sie przy Mellieha Bay z jedyna na Malcie piaszczysta plaza,ktora przez pierwsze 2 dni stala sie idealnym miejscem do "dolce far niente" i adaptacji do nowych warunkow. Tu tez zaczela sie przygoda z maltanska kuchnia i winami. Spalona sloncem nie mialam sily na jakiekolwiek intensywne zwiedzanie. Wybralam sie jedynie do miasteczka polozonego na krolujacym nad zatoka wzgorzu, zwienczonym dodatkowo kopula katedry.
Obok luksusowych hoteli zobaczyc mozna poprzecinane waskimi uliczkami jasne kamienice, ktorych nieodzownym elementem sa kolorowe drzwi opatrzone kolatka oraz urocze balkony.